Wspinactwo, mimo że często staje na przeszkodzie tzw. normalnemu życiu, to równie często jest przepustką do zobaczenia i doświadczenia tego co zwyczajnym śmiertelnikom bywa niedostępne. Egzotyczne wycieczki, nietuzinkowi ludzie, nowe umiejętności (jak na przykład samodzielne mycie garnków).
Doświadczony latami krzonowania himalaista niskopienny od razu wprawnym okiem dostrzeże jednak osobę, która stawia pierwsze kroki wyprawowe. Wyjazdowy świeżak doświadczony setkami dni spędzonymi w ponurej bulderowni potrafi zachować kamienną twarz i w żadnym wypadku nie zdradzi się przed kolegami targającymi nim uczuciami - zagubieniem, tęsknotą za mamą, frustracją z powodu braku skalnych sukcesów, itd. Są jednak rzeczy, które bez problemu zdemaskują świeżaka. Po pierwsze świeżak zawsze żywi się suchą karmą. Kanapki, ciasteczka, jabłka czy też inne owoce, a od święta chińszczak. Świeżak do tego krępuje się i wybrzydza gdy jest częstowany przez innych uczestników wyjazdu. Po drugie świeżak jest finansowym krezusem. Zawsze ma więcej kasy niż cała reszta ekipy razem wzięta i praktycznie w ogóle nie wydaje szykując się na jakiś wyimaginowany kataklizm, który będzie wymagać wydania przez niego pięciu średnich krajowych za jednym zamachem. Ponadto świeżak rzuca się od razu na trudne wspinanie. Rozgrzewka jest niepotrzebna, przecież 7B na paździerzu robi z palcem w dupie, więc nie ma po co się rozgrzewać do takich poślednich trudności - efekt tej działalności jest nam wszystkim znany, a radość podczas późniejszych prób świeżaka na 5C zawsze satysfakcjonująca. Zaiste żywot świeżaka na pierwszym wyjeździe jest straszny ...
"Banderas" jednej z siódemek B w czeskim Ostaš'u.