poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Z g*#%na bata nie ukręcisz


Doktor - człowiek o tytanowych palcach i stalowym przybloku, czołowy łojant lubelskiej ekipy z przełomu tysiącleci. Jako jeden z bardzo niewielu lubelaków mający na koncie coś więcej niż VI.5+. Niestety już wiele lat temu intensywność wspinaczkowych dokonań Doktora oklapła, ale on cały czas odgrażał się, że wróci. Wszyscy potakiwali nobliwemu medykowi, ale większość w głębi duszy uśmiechała się tylko z politowaniem. Doktor zmagał się z kontuzjami, wielodzietnością, systemem finansowania zdrowia publicznego i innymi ważkimi tematami, a na wspinanie cały czas brakowało wystarczająco czasu, bo ciężko wspinaniem nazwać doglądanie wspinających się własnych pociech. Jednak coś zaskoczyło. Po ośmiu latach w końcu udało się w przeciągu dwóch dni wspinaczkowych poprowadzić znów coś trudnego. Na ryczowskim Pancerniku padła "Megiera" VI.4+ RP - niezwykle wymagająca i palczasta, choć niedługa linia. Doktor dopiero nabiera wiatru w żagle i wkrótce można się spodziewać kolejnych bojów z trudnymi urwiskami, no i jak przystało na Doktora, z zapamiętywaniem patentów.

Udało mi się namówić Doktora na ponowną wycieczkę do Ryczowa żeby uwiecznić to wiekopomne przejście. Niestety pogoda spłatała figla. Chmury się rozwiały, z nieba znów zaczęła się lać lawa, a słońce ostro świecić przez drzewa górujące nad skałą. Nie było czasu na wyczekiwanie na cień. Trzeba było fotografować w warunkach zastanych - dramatycznych. Wyszło jako tako - na pamiątkę, że po czterdziestce też można się nadaje.



sobota, 22 sierpnia 2015

K & K


Kasia i Kuba w Podzamczu.




czwartek, 20 sierpnia 2015

czwartek, 13 sierpnia 2015

Bif vs Frankenjura ...


... czyli jak nie napinać łydki podczas wspinania. 

Bif po trzydziestce postanowił zmężnieć i zacząć się wspinać z liną. Lata zadawania ze szmaty na najmniejszym kampusie zaowocowały niezwykle ciekawą techniką, którą ów zawodnik prezentuje nawet w połogich płytach. Mianowicie Bif nie napina żadnych mięśni w nogach podczas wspinania. Nogi prostują się mimowolnie w momencie, gdy podciąga się wyżej na rękach, by sięgnąć do kolejnego chwytu. Nawet pojedyncze włókno mięśniowe nie zadrży u niego na łydce podczas pokonywania skalnych urwisk. Być może boi się nadmiernego rozrostu tych niepotrzebnych mięśni. Któż to wie. Niemniej Bif po ciężkim boju z wpinaniem liny do ekspresów, zapamiętywaniem sekwencji szmat, miejsc oparcia stóp (to akurat było całkowicie zbyteczne) i własną psychą dokonał rzeczy prawie niemożliwej i wpiął się do zjazdówki pokonując swoją życiówkę w stopniu IX- RP. Gratulacje ! 

Bifowi w skalnych potyczkach towarzyszył Cygan, który zastosował zgoła odmienną technikę i zainwestował w lepsze dociążanie stopni. Niestety nie każdy jest Bananem i nie każdemu duży brzuch pomaga we wspinaniu. Tym razem Cygan wrócił na tarczy. Skałka okazała się za wysoka, zbyt przewieszona, chwyty za małe, a stopnie nie tam gdzie trzeba i to wszystko przy lawie lejącej się z nieba i temperaturze sięgającej 39 stopni Celcjusza. Jednak Marek na pewno nie powiedział jeszcze ostatecznego słowa w kwestii pokonywanych trudności i wróci wkrótce wyrównać porachunki z wapienną ścianą. 

Bif na jednej z ósemek na Edelsteine.

Cygan podczas rozgrzewki na Schlupflochfels.