Ostatnimi czasy wzmaga się we mnie awersja do zdjęć z zawodów. Ani to specjalnie ciekawe, ani wymagające. Ciężko poprosić kogoś kto walczy o "pudło" żeby chwilę poczekał z wykonaniem kolejnego przechwytu bo muszę przestawić flesza, albo zrobił ładną minę. Fotografia sportowa to w dużej mierze szczęście, albo szybkostrzelność aparatu, a chyba nie o to chodzi w fotografii, żeby wychodzić z godzinnej imprezy z 400 zdjęciami.
Może to tylko jesienny kryzys, może muszę sobie pomarudzić, ale skoro już zabrałem ze sobą wór gratów foto, to wypadało zrobić jakieś zdjęcie. Na KFG żeby coś ustrzelić trzeba było przebić się przez gąszcz wszystkich "pro" fotografów (czyli dokładnie takich jak ja) walących fleszami na prawo i lewo. Swoją drogą organizatorzy powinni gonić to całe tałatajstwo spod paneli, a mnie w szczególności ;) Choć tym razem nie błyskałem nikomu po oczach lampą.
Olo Romanowski w finale Pucharu w bulderach.