wtorek, 15 stycznia 2013

Barolo, czyli jak się nie zakładać


Natchniony przykładem pana prezesa Xsięskiego oraz odrobiną witaminy alc. postanowiłem również się założyć, by odnaleźć dodatkową motywację do zrobienia trudnej cyferki. "Arkadius" ochoczo zakład przyjął, jak zawsze wykazując się całkowitą niewiarą w moje możliwości. Nie pozostawało mi nic innego jak znów utrzeć mu nosa.

Stawką zakładu było wino w cenie powyżej 100 zł, a przedmiotem zakładu zrobienie 8b do końca 2012 roku. Przyznam się szczerze, że nigdy nie zdarzyło mi się zakupić wina za taką cenę. Jestem raczej koneserem takich za jedno euro. No czasem za dwa. "Wyliniała papuga" z pewnością, jak przystało na burżuja, raczył swe (również raczej niewybredne) podniebienie drogimi winami. Jednak nie ma to jak napić się drogiego wina za cudze pieniądze. I taki był mój plan. Mimo już prawie półtorarocznego odpoczynku od wspinania, mimo bicepsa lewej ręki jak u ośmioletniej dziewczynki (to przez kraksę na nartkach) pewien byłem wygranej.

Jak się okazało (całkowicie niespodziewanie), dość trudno jest wygrać zakład nie robiąc prawie nic celem jego wygrania. Z wybiciem północy 31 grudnia 2012 zmuszony byłem udać się do pobliskiego Finalborgo po Barolo rocznik 2006 za okrąglutkie 24.99 euro. W najbliższy weekend czeka mnie niewątpliwie znamienita, jednakże z drugiej strony upokarzająca degustacja.




1 komentarz: