... czyli garść ujęć z Zako Boulder Power z minimalną ilością pornografii wspinaczkowej.
Od wielu lat pucharowe zawody w Zakopanem cieszą renomą imprezy, na której warto być. Mimo tego jakoś się nie składało, żebym mógł się przekonać o tym organoleptycznie. W końcu nadarzyła się okazja i grzechem byłoby nie pojechać.
Pogoda w stolicy polskiego deszczu zapowiadała się standardowo, czyli niepewnie, więc obmacywanie kolorowych guzików przykręconych do paździerza wydawało się znośną alternatywą dla tatrzańskiego granitu bądź wapienia. Całe szczęście w sobotę udało się odwiedzić suchy Jaroniec i zakosztować wspinania po naturalnych (choć nie do końca) chwytach.
Pogoda w stolicy polskiego deszczu zapowiadała się standardowo, czyli niepewnie, więc obmacywanie kolorowych guzików przykręconych do paździerza wydawało się znośną alternatywą dla tatrzańskiego granitu bądź wapienia. Całe szczęście w sobotę udało się odwiedzić suchy Jaroniec i zakosztować wspinania po naturalnych (choć nie do końca) chwytach.
Niedziela to już wypoczynek początkowo w upalnym słońcu, później w strugach deszczu, pod sceną na której rozgrywały się pucharowe zmagania. Nim zmorzył mnie sen udało zajrzeć mi się za kulisy z aparatem i uwiecznić trochę prac porządkowych, chwil skupienia przed startem, czy poszukiwań skrawka cienia.
Za ostatnie zdjęcie dziękuję serdecznie Stefanowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz