niedziela, 28 marca 2010
piątek, 26 marca 2010
Chill-out boulder trip
Rzut monetą pomaga w decyzji. Orzeł pokazuje, że pakujemy się i ruszamy jeszcze tego wieczoru. Przed nami pierwszy biwak w adamowskich skałkach.
Z Areckim ciśniemy do Bełżyc. Przesiadka do beregrowozu. Flakon na lepszą jazdę. Przed pierwszą jesteśmy na miejscu. Ujadaniem witają nas wszystkie psy we wsi. Droga pod skały zostaje przecięta przez rzekę, która pojawiła się nie wiadomo skąd (nikt z nas jej przynajmniej wcześniej nie zauważył, a byliśmy tam już wielokrotnie). Przeprawa, mimo że zaskakująca, nie nastręcza problemów. Zalegamy pod Kapą.
Pobudka o 7 rano - mamy tylko pięć godzin. Szybkie śniadanko i się wspinamy.
Miało być chillout'owo, ale w drodze powrotnej wszyscy wyglądają niezbyt świeżo. A już za parę godzin zawody, ale kto by się przejmował łażeniem po "beznadziejnych sztucznych skałkach" ;)
poniedziałek, 22 marca 2010
Lonigo i Lumignano
Dalej nie będzie nic z Ospu.
Leon, jako mieszkaniec okolic Leszna - polskiej stolicy żużla, swoich kontrahentów szukał we włoskim odpowiedniku tego miasta, czyli w Lonigo.
W związku z tym jeden dzień poświęciliśmy na wypad do Włoch. Z Panem Tik Takiem mieliśmy okazję pozwiedzać to dość ciekawe miasteczko i obalić browarka w lokalnym parku ;)
Po "biznesach" wpadliśmy zlustrować Lumigniano. Skałki oglądaliśmy z parkingu, jako że nikomu nie chciało się podchodzić. Dokładniej obejrzeliśmy za to publiczny szalet ;)
Piran
Miał być Osp, a będzie Piran ;)
Odwieczny dylemat co robić w dzień restowy. Czy karton wina i tzw. czeski rest, czyli przeleżenie całego dnia w śpiworze. Czy też może zobaczyć coś więcej niż skałki.
Tym razem padło na wycieczkę do Piranu na słoweńskim wybrzeżu. Powodem nie było oczywiście piękno weneckiej architektury tego położonego na wcinającym się w morze półwyspie miasteczka, a pogłoski o pysznym tiramisu serwowanym na tamtejszym rynku.
Jak się okazało urok tego portowego miasta urzekł nawet tak nieczułe dusze jak nasze. Z pewnością duża w tym zasługa tego, że byliśmy tam poza sezonem i uniknęliśmy tłumów tzw. "turystów" oblegających zazwyczaj miasto.
Tiramisu (jak również pizza) odrównało doznaniom estetycznym, a w ramach pokuty za ogarniający mnie ostatnio marazm fotograficzny napstrykałem całkiem sporo zdjęć.
Była lekcja historii ...
... wspinanie ...
... pizza ...
... i tiramisu :)
wtorek, 9 marca 2010
Nieelektryzujący wyjazd
W ramach poszukiwania pierwszych oznak wiosny, której nadejście wciąż się odwleka i odwleka, wybrałem się na zdjęcia w okolice Jeziorzan. Prawdziwa polska wieś położnona przy rozlewiskach Wieprza dawała nadzieję na całkiem przyjemne kadry.
Słońce zbliżało się ku zachodowi malując cały krajobraz w złociste barwy. Sięgnąłem po aparat. Zrobiłem zdjęcie przydrożnego krzyża na początek i ... padła bateria. W auto i do domu ...