niedziela, 27 czerwca 2010

Lekcje tańca



Dancefloor.
 

Przypomnienie układu.


Łysy tańczy z wilkami.


Zgubiliśmy krok.


Chłopaki nie tańczą.


 

Hell Rider

 
Zdero - jeździec piekieł



 
 

środa, 23 czerwca 2010

Opium

 
 



wtorek, 22 czerwca 2010

Sława


 

"Być gwiazdą, gwiazdą ! Ludzi fantazją. Wyzwalać zazdrość".
Paresłów feat. Tede - 'Gwiazda'


Gdy się nudzi, różne dziwne rzeczy przychodzą do głowy :P


Saladryci


No i stało się ... zostałem siłą zmuszony do zrobienia zdjęć kotletowych. Ania tak długo mnie męczyła, aż w końcu musiałem się złamać i ustąpić.



Dzień 19 czerwca stanie się od teraz dniem pamięci prostytuowania się przy robieniu zdjęć ślubnych ;) Choć Ani i Konradowi na pewno będzie się z czym innych kojarzyć ... w sumie mi też.
Ślub sympatyczny w bardzo klimatycznym kościółku, wesele rewelka, ale jak przystało na uzależnionych od wspinactwa, nie moglo zabraknąć kamyków. W niedzielę planowaliśmy jakiś plener, ale rewelacyjna pogoda wprost zmuszała do ruszenia się w skałki. Załadowaliśmy się więc do auta z trzema crashami, gajerkiem i suknią ślubną i ruszyliśmy na czeski Bor.











Ślubniaki ślubniakami, ale trzeba było się też coś na poważnie powspinać :)









wtorek, 15 czerwca 2010

Zmagania w wyżymaniu



Trzeba było troszkę wyrestować i odmulić się od jurajskich picioków. Pojawiło się hasło wypadu na zieloną Ukrainę, w skały Dowbusza. Ponoć lokalsi, którzy co roku odwiedzają nas na BulderFeście robią tam zawody a'la Melloblocco czy Padani. Dodatkowa rekomendacja ze strony ekipy z mojRzeszowa i pomoc Mennicy Państwowej (wypadł orzełek, więc lecimy na wycieczkę) przypieczętowują decyzję.
W środku nocy, by uniknąć kolejek na granicy, ładujemy się do auta w składzie Mandecka, Zder, Sivko i ja. Po paru godzinach lądujemy w "innym świecie". Trochę jak by cofnąć się w czasie o te 20 lat.
Powolutku, by nie złościć milicji, a przede wszystkim by nie zgubić części podwozia w dziurach wielkich jak "ruskie czołgi", zbliżamy się do celu. Piękna okolica, klimatyczne wioski, aż w końcu bramka u wjazdu do Parku. Strażnikowi w mundurze mówimy "my skalolazy", dzięki czemu zaoszczędzamy 15 hrywien.
Już dwie pierwsze skały zaraz przy "campie" pozwalają zawyrokować, że polskie podkarpackie piaskowce to jakaś kpina. Majestatyczne turnie, multum głazów ... żyć nie umierać.
Oczywiście zostałem załadowany w trąbę, bo nikt z ekipy nie zabrał uprzęży (robię tylko jedną drogę, a Sivy łapie mnie z "improwizowanej" uprzęży), pozostają więc baldy. Hekraty pokryte kamieniami nie sprzyjają odpoczynkowi przed zawodami, więc zarzynamy się już dzień przed nimi :)
Rano następnego dnia zapisujemy się na zawody. Nasze nazwiska zostają przełożone na cyrylicę (reszta ekipy uczyła się w szkole rosyjskiego, a ja tam czuję się niemal jak u arabów z ich "szlaczkami"), dostajemy mapki z baldami na zawody i z punktacją. Jeszcze zdjęcie dla sponsora - kocern paliwowy Okko, którego prezesem i jednocześnie jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie jest niegdysiejszy wymiatacz ze skał Dowbusza, i ruszamy wielką ekipą na "zmagania".
Ilość baldów w okolicy pozwoli jeszcze na rozgrywanie zawodów przez najbliższe 30 lat i to na co raz nowych kamykach. Masakrujemy się już do końca, ja wieczorem ledwo ruszam rękami, Madzia podczas wyżymiania (wyżymać - ukr. mantlować, wypierać się) odpala i po pięknym piruecie skręca sobie kostkę ... a mógł być dobry wynik.
Następnego dnia nie ma już na nic siły. Szkoda, bo najtrudniejsza przystawka zawodów była puszczalska. Jeszcze tylko Sivko kasuje sobie palca i "pobici", ale szczęśliwi wracamy do domu.
Generalnie to polecam i miejsce i zawody. Rewelacja !




Śniadanko.


Piweńko.


Animal Paczek.






Magazyn (ukr. sklep).





























środa, 9 czerwca 2010

Szybka wycieczka Mara do Ojcowa


W sytuacji, gdy większość podkrakowskich dolinek wciąż tonie w wilgoci, a jedynym życiem pod skałami są wykluwające się miliardy komarów, naturalną rzeczą stało się poszukiwanie przez krakusów innych niż “przydomowe” skałki możliwości powspinania.


Rozruch na 'Zimnych Łapkach'

Ostatnimi czasy w okolicach Zawiercia dało się zauważyć niezwykłą ilość aut z rejestracją KR i ozdobionych często dyskretną naklejeczką wspinaczkową…
Celem powspinania się trochę w stylach szybkich na północ udał się i Mar Wszołek. Na pierwszy ogień poszedł Okiennik Wielki i osławiona zakładem vice prezesa Xsięskiego ‘Wycieczka do Ojcowa’. Uciekając przed Skarżyckimi moskitami, które zagnieździły się pod ścianami Okiennika, Mar szybko poradził sobie z dolnymi trudnościami. Znacznie więcej kosztował go ruch ze słynnego półksiężyca. Ruch nogą … Ale głęboka wiara w gumę super friction pozwoliła na ukończenie drogi Fleszem.


'Wycieczka do Ojcowa'

Kilka dni później Marcin znów pojawił się w Skarżycach, ale już próba na ‘Powitaniu Wiosny’ VI.5+/6 zakończyła się nieszczęśliwym lotem z ostatniego ruchu. A szkoda, bo tak estetycznych linii w naszych skałkach nie ma aż tak wiele.


'Powitanie Wiosny'

 

niedziela, 6 czerwca 2010

Don't deal with master !


Patxi próbujący baldy podczas zawodów na zeszłorocznym KFG.





"Climbing is an upwards movement on a wall that makes me happy" - Patxi Usobiaga.

 

czwartek, 3 czerwca 2010

Komin Pokutników

 
Myślę o niewolnikach wygodnych łóżek, szklanych domów i nowoczesych miast. Ile spraw łączy się tam w dole, od ilu czynników jesteśmy zależni: od złego humoru szefa, od opryskiliwego konduktora w tramwaju, podartych butów, elektrowni, przypalonego mleka ... To wszystko, te drobne i większe, na pozór nie tak ważne sprawy, decydują o naszym szczęściu. W Chamonix, w Warszawie lub Montrealnu musimy słuchać, lawirować i rezygnować. [...] Kiedy zejdziemy w doliny, celnikowi może nie spodobać się mój zegarek, a rodzinie na przyklad prezenty. A to nastąpi dopiero potem, za dwa dni, za miesiąc ...

[Jan Długosz, "Komin Pokutników", 1956 rok]