wtorek, 15 czerwca 2010

Zmagania w wyżymaniu



Trzeba było troszkę wyrestować i odmulić się od jurajskich picioków. Pojawiło się hasło wypadu na zieloną Ukrainę, w skały Dowbusza. Ponoć lokalsi, którzy co roku odwiedzają nas na BulderFeście robią tam zawody a'la Melloblocco czy Padani. Dodatkowa rekomendacja ze strony ekipy z mojRzeszowa i pomoc Mennicy Państwowej (wypadł orzełek, więc lecimy na wycieczkę) przypieczętowują decyzję.
W środku nocy, by uniknąć kolejek na granicy, ładujemy się do auta w składzie Mandecka, Zder, Sivko i ja. Po paru godzinach lądujemy w "innym świecie". Trochę jak by cofnąć się w czasie o te 20 lat.
Powolutku, by nie złościć milicji, a przede wszystkim by nie zgubić części podwozia w dziurach wielkich jak "ruskie czołgi", zbliżamy się do celu. Piękna okolica, klimatyczne wioski, aż w końcu bramka u wjazdu do Parku. Strażnikowi w mundurze mówimy "my skalolazy", dzięki czemu zaoszczędzamy 15 hrywien.
Już dwie pierwsze skały zaraz przy "campie" pozwalają zawyrokować, że polskie podkarpackie piaskowce to jakaś kpina. Majestatyczne turnie, multum głazów ... żyć nie umierać.
Oczywiście zostałem załadowany w trąbę, bo nikt z ekipy nie zabrał uprzęży (robię tylko jedną drogę, a Sivy łapie mnie z "improwizowanej" uprzęży), pozostają więc baldy. Hekraty pokryte kamieniami nie sprzyjają odpoczynkowi przed zawodami, więc zarzynamy się już dzień przed nimi :)
Rano następnego dnia zapisujemy się na zawody. Nasze nazwiska zostają przełożone na cyrylicę (reszta ekipy uczyła się w szkole rosyjskiego, a ja tam czuję się niemal jak u arabów z ich "szlaczkami"), dostajemy mapki z baldami na zawody i z punktacją. Jeszcze zdjęcie dla sponsora - kocern paliwowy Okko, którego prezesem i jednocześnie jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie jest niegdysiejszy wymiatacz ze skał Dowbusza, i ruszamy wielką ekipą na "zmagania".
Ilość baldów w okolicy pozwoli jeszcze na rozgrywanie zawodów przez najbliższe 30 lat i to na co raz nowych kamykach. Masakrujemy się już do końca, ja wieczorem ledwo ruszam rękami, Madzia podczas wyżymiania (wyżymać - ukr. mantlować, wypierać się) odpala i po pięknym piruecie skręca sobie kostkę ... a mógł być dobry wynik.
Następnego dnia nie ma już na nic siły. Szkoda, bo najtrudniejsza przystawka zawodów była puszczalska. Jeszcze tylko Sivko kasuje sobie palca i "pobici", ale szczęśliwi wracamy do domu.
Generalnie to polecam i miejsce i zawody. Rewelacja !




Śniadanko.


Piweńko.


Animal Paczek.






Magazyn (ukr. sklep).





























Brak komentarzy: